Książka o mafijnej miłości, której ostatnio na rynku czytelniczym bardzo
dużo się zrobiło. Nic nie mam do takich książek, bo bardzo je lubię.
Czytałam opinie o tej książce i były bardzo skrajne. Albo się ją kocha
albo nienawidzi. Ja niestety jestem skłonna ku drugiemu. Główni
bohaterowie byli wkurzający, niezdecydowanie głównej bohaterki Emmy,
pseudo przyjaciółeczka i trzej mafiozów od siedmiu boleści.
Emma-młoda
bohaterka, doświadczona przez los. Jest wiecznie niezdecydowana, bo raz
chciała uciekać gdzie pieprz rośnie a innym razem zmieniała ( niestety)
zdanie, gdy jej Bóg stawał w zasięgu wzroku. Lgnie do niego niczym ćma
do światła. Na początku myślałam, że jest pewną siebie, niezależną
kobietą, szybko niestety te odczucia zostały rozwiane. Okazała się
typową młodą kobietą bez ambicji i pasji, którą zadowala byle jaka gold karta.
Arthura
nie polubiłam od samego początku, a zwłaszcza po jednej sytuacji
związanej z Emmą. Arogancki i pewny siebie. Za mało rozdziałów jego
perspektywą.
Akcji w książce niestety prawie w ogóle. Przez to, że ,,patrzymy”
oczami głównej bohaterki nie wychodzimy głównie z sypialni albo z
kanapy. Dopiero coś tam pod koniec zaczyna się dziać, ale jest tego nie
wiele. Chciałam coś więcej. Więcej mafiozów, porachunków i
niebezpiecznego życia. Dostałam nudny romans, bohaterkę z syndromem
sztokholmskim, wizytę na zakupach (wow!) i siedzenie głównie z sypialni.
Nie polecam no chyba, że Ci się bardzo nudzi.
Moja ocena to: 1/5
po okładce i tytule, myślałam że to jakaś ciekawa książka, ale ufam Twojej ocenie :)
OdpowiedzUsuń